„W chorobie i zdrowiu, i że cię nie opuszczę...” brzmią słowa przysięgi małżeńskiej. Wypowiadając je mieli po dwadzieścia kilka lat i całe życie przed sobą. Gdy choroby zaczynają dokuczać coraz częściej, codzienność i rutynę seniorów narusza potrzeba opieki nad partnerem. Jak i czy sobie z tym radzą?
Polskie społeczeństwo starzeje sie z roku na rok, a udział seniorów w populacji mieszkańców Polski systematycznie rośnie. Obecnie w naszym kraju jest już prawie 10 mln osób w wieku powyżej 60 lat, to ponad ¼ całego społeczeństwa, 65% tych osób ma między 60 a 79 lat. Nie każdy może liczyć na pomoc dzieci, które mieszkają daleko lub ze względów zdrowotnych w sytuacji pandemicznej zdecydowanie ograniczają kontakty. Seniorzy pozostają więc w sytuacji, w której w przypadku choroby pomocy może udzielić wyłącznie partner czy współmałżonek - tak deklaruje również 47% respondentów CBOS-u pytanych o to, kto najczęściej im pomaga.
Większość polskich seniorów mieszka w miastach, jak przedstawia się sytuacja tych na wsi? Pani Władysława i pan Maciej mieszkają w niewielkiej małopolskiej wsi - do dużego miasta niby niedaleko, ale dla niezmotoryzowanych 70-latków to już wyprawa. A czasami trzeba dojechać do specjalisty - pani Władysława choruje na cukrzycę. Musi stale być pod nadzorem, pamiętać o regularnych posiłkach, mierzeniu poziomu cukru i podawaniu insuliny. Kiedyś dbał o to mąż ale odkąd zaczęły się u niego problemy natury psychicznej może liczyć tylko na siebie. - To ta pandemia, to tyle już trwa - wzdycha pani Władysława - miesiącami siedzieliśmy w domu, oglądaliśmy telewizję i słuchaliśmy radia a tam ciągle koronawirus ile osób zmarło, ile chorych, kolejne zakazy.
- Jedyny pożytek taki, że lekarz mi receptę, przez telefon wypisywał. Kiedyś mąż jeździł ze mną do lekarza ale nagle zaczął się bać wychodzić z domu. W nocy źle spał, budził się i nasłuchiwał, mówił, że ktoś chodzi po strychu. Potem zrobił się taki nerwowy, zaczęły mu się trząść ręce, herbaty nie mógł przynieść i na stole postawić... Na pytanie czy konsultowali to z lekarzem pan Maciej patrzy wymownie i mówi, że on po lekarzach chodził nie będzie, bo on jest zdrowy. Pani Władysława uśmiecha się blado. Mówi, że czasem pomagają sąsiedzi - kupią leki w oddalonej o 5 kilometrów aptece, zrobią większe zakupy. A mąż czasami przez sen krzyczy, a czasami siedzi i patrzy godzinami w jeden punkt. - No tak mu się na starość porobiło - kwituje żona - ale jakoś to jest, bo i być musi. Radzimy sobie.
Zgoła inna sytuacja spotkała panią Mariannę i pana Józefa - oboje już po osiemdziesiątce, mieszkają w średniej wielkości mieście. Pani Marianna przeszła trzy wylewy, w tym jeden bardzo rozległy skutkujący paraliżem. Dzięki zaangażowaniu w rehabilitację męża dziś chodzi pomagając sobie kulami. Ale początki były ciężkie a mąż przeszedł przyśpieszony kurs obsługi gospodarstwa domowego. - Całe życie pracował, ja zajmowałam się córką i domem, on o nic nie musiał się martwić. To ja gotowałam, prałam, sprzątałam, załatwiałam drobne sprawunki, opłacałam rachunki. Gdy wracał do domu podawałam obiad, potem zmywałam naczynia, oglądaliśmy telewizję albo gdy było ciepło chodziliśmy na działkę, jedliśmy kolację i tak mijały dni i lata. Gdy staliśmy się emerytami niewiele się dla mnie zmieniło - te same obowiązki zajmowały mi więcej czasu ale gdzie tu się spieszyć? Do trumny?
W ciągu 5 lat pani Marianna doznała trzech wylewów, które sprawiły, że mocno podupadła na zdrowiu. Czas oczekiwania na rehabilitację z NFZ liczony był w latach. Prywatna rehabilitantka obciążała mocno domowy budżet. Ale tu z pomocą przyszedł pan Józef, który zaczął pomagać żonie jak tylko mógł, bo nawet ściskanie piłeczki-jeżyka w początkowym okresie po hospitalizacji stanowiło wyzwanie dla osłabionego ciała pani Marianny. - Największy problem miałem z gotowaniem, bo nigdy się tym nie zajmowałem - mówi. Na początku chodziłem do baru mlecznego ale ile można jeść pierogi albo krokiety. W końcu postanowiłem, że ugotuję zupę. Żona dała mi instrukcję i jakoś poszło, okazało się, że to wcale nie jest takie trudne, choć wiadomo, że takiego schabowego z kapustą jak Marianna nie zrobię - śmieje się. Małżeństwo mieszka w bloku na 4 piętrze bez windy. Wyjście na spacer i pokonanie takie ilości schodów nie jest możliwe ale pani Marianna lubi siadywać na balkonie i mówi, że lubi sobie popatrzeć na okolicę z lotu ptaka. Zgodnie mówią, że do wszystkiego można się przyzwyczaić i wszystkiego nauczyć. Żyjemy skromnie ale zgodnie, po 60 wspólnych latach to już nawet nie ma o co się kłócić - mówią.
Pokolenie dzisiejszych seniorów wyrastało w patriarchalnym modelu społecznym. Ostry podział ról i odpowiedzialności przekładał się na wszystkie sfery życia. Choroba współmałżonki często spada na mężczyzn nieoczekiwanie razem z nowymi obowiązkami. Kobiety natomiast w takiej sytuacji często przyjmują rolę opiekunki nie tylko domowego ogniska ale i chorego męża, tak jak było to w przypadku pani Ewy.
- Całe życie chorowałam a to nie domagała wątroba, a to cholesterol za wysoki, potem choroba wieńcowa, zwyrodnienia stawów i ciągłe bóle kręgosłupa ostatecznie orzeczono u mnie niezdolność do pracy i od 50 roku życia byłam na rencie. Za to mój mąż Stefan, były wojskowy zawsze był prosty jak struna i zahartowany. Nie pamiętam żeby nawet w najsroższe zimy dopadał go choćby katar. Nigdy nie był jakiś wylewny i nigdy się na nic nie skarżył, może dlatego tak późno zdiagnozowano u niego raka płuc. Przerzuty były już wszędzie. Nic mi nie powiedział. Gdy osłabł i zaczął chudnąć wiedziałam już, że coś jest nie tak i wtedy się przyznał, że jest chory. Był to dla mnie ogromny cios, bardzo pomogli nam wolontariusze z hospicjum, którzy odwiedzali nas co drugi dzień. Najciężej było mi przewinąć męża, gdy już musiał leżeć w pampersie. Bo to jednak kawał chłopa. Radziłam sobie jak mogłam, czasem bardzo długo to trwało, on się denerwował, ja płakałam. Ta bezsilność była najgorsza. Czasami już myślałam, że nie dam rady. Ale człowiek nie wie ile ma w sobie siły, dopóki nie musi czegoś zrobić, dopóki nie jest w takiej sytuacji. Dzieci mieszkają na drugim końcu Polski, pracują, mają swoje rodziny. Córka raz wzięła tydzień urlopu i przyjechała mi pomóc ale więcej było tłumaczenia co i jak ma robić, obie się umordowałyśmy.
Każda choroba dla opiekuna stanowi nie lada wyzwanie psychiczne, gdy senior opiekuje się seniorem dochodzą do tego jeszcze kwestie związane z własnymi ograniczeniami. Jak sobie pomóc? Nie bać się prosić o pomoc. Lokalne ośrodki pomocy społecznej, fundacje i hospicja w takich sytuacjach mogą stanowić realne wsparcie tak dla chorego, jak i jego najbliższych. Warto też w miarę możliwości zadbać o swój dobrostan psychiczny - znaleźć czas dla siebie, wyjść na spacer, pooglądać telewizję czy poczytać książkę i nabrać sił by nieść pomoc.
***
Czytaj także:
Co zrobić gdy chory nie chce jeść?
Jak zachęcić do zażywania leków?
Opieka nad seniorem