- Osoby autystyczne często nie mają żadnego życia społecznego. Mogłyby się realizować w relacjach z kimś otwartym, ale to trudne wyzwanie. Ludzie z autyzmem nie mają dobrego życia, bo są stygmatyzowani - mówi pianista i samorzecznik William Theviot.
Monika Szubrycht: Twoje wystąpienie na Kongresie Autism-Europe było rewolucyjne. Wszedłeś na scenę i powiedziałeś, że będziesz mówił tylko trzy minuty, ale nie było to zaplanowane przez organizatorów. Nie bałeś się, że ochroniarze mogą ściągnąć cię ze sceny?
William Theviot: Nie sądzę, by lepszym rozwiązaniem było wysłuchać wystąpienia kogoś, kto boi się mówić. Poza tym bardziej boję się, że nie zostanę zrozumiany jako reprezentant osób w spektrum autyzmu, albo tego, że moja muzyka nie zostanie wysłuchana, niż tego, że staną mi na drodze ochroniarze. Bardziej boję się, że nie znajdę odpowiedniej drogi niż tego, że ściągną mnie z niej jakieś wadliwe ograniczenia społeczeństwa.
Mówiłeś o bardzo złej sytuacji osób autystycznych we Francji. O tym, że umierają wcześniej niż średnia krajowa. Dlaczego jest tak źle?
- Osoby autystyczne często nie mają żadnego życia społecznego. Mogłyby się realizować w relacjach z kimś otwartym, ale to trudne wyzwanie. Ludzie z autyzmem nie mają dobrego życia, bo są psychicznie "odpychani", stygmatyzowani. Często popełniają samobójstwa. We Francji mamy dużo hipokryzji, dwulicowości i odrzucenia, co skrytykowała nawet Organizacja Narodów Zjednoczonych.
Jesteś w spektrum autyzmu i walczysz o prawa osób w spektrum autyzmu, które nie są samodzielne tak jak ty. Nie musiałbyś tego robić. Skąd u ciebie ta potrzeba?
- Nie sądzę, żebym nie musiał tego robić. Każdy powinien odczuwać moralny obowiązek, by pomóc zrozumieć neuroróżnorodność, bo na takim zrozumieniu skorzystać mogłoby wiele osób. Nie jestem też aż tak samodzielny, ludzie z autyzmem mają znacznie trudniej na rynku pracy. Mają znacznie mniej możliwości i są one ograniczone. Ludzie w spektrum autyzmu nie są uważani za osoby z wystarczającymi możliwościami intelektualnymi i interpersonalnymi.
Czy bycie w spektrum autyzmu pomaga ci być lepszym pianistą?
W jakimś sensie jestem bardziej kreatywny i skuteczny w poszukiwaniu pewnego rodzaju abstrakcyjnej doskonałości, pogoni za marzeniem. Cechuje mnie artystyczna obsesja i zdolność do samotnych muzycznych poszukiwań. Ale nie mam wrodzonego wyczucia relacji międzyludzkich, to dla mnie jak obcy język. Mam prawie 30 lat i widzę, że artystom z pewnymi niepełnosprawnościami się nie pomaga, nawet jeśli powinni być w cenie. Nie ma dla nich menedżerów, nie interesują się nimi kuratorzy.
Co mogłoby według ciebie najbardziej pomóc ludziom będącym w autystycznym spektrum?
Integracja w zgodzie z ich potrzebami związanymi z pracą, a także umożliwienie im realizowania się na polu sztuki, bo wielu ludzi autystycznych jest bardzo utalentowanych. Powinni być kochani nawet jeśli nie są niezależni i mieszkają z rodzicami.
Czy wystąpisz już oficjalnie na Kongresie Autism-Europe za 3 lata w Dublinie?
- Chciałbym móc tam zagrać muzykę Williama Vincenta Wallace, irlandzkiego kompozytora z niepełnosprawnością, który mieszkał w południowo-zachodniej Francji. Zaproponowałem to Adamowi Harrisowi (Adam Harris jeden z prelegentów 13 edycji Kongresu Autism Europe, założyciel i dyrektor generalny AsIAm, irlandzkiej National Autism Charity - dop.red). Chciałbym, żeby na stronie internetowej Autism-Europe znalazła się informacja o autystycznych artystach. Mam nadzieję, że uda mi się zrealizować ten nietypowy plan.