Książka „Pół mózgiem pół serio” jest niczym nowy pamiętnik Brigid Jones. Nie opowiada jednak o perypetiach sercowych bohaterki, ale o jej udarze. Oto fragment prawdziwej historii Zuzanny Butkiewicz.
Nie, nie i jeszcze raz nie. Nie jestem z tych, co to gdy stali nad grobem czują jakby drugie życie wygrali. Nie rozpatruję "życia po" jako drugiej szansy, która sprawia, że bardziej je doceniam, bardziej się cieszę. Straciłam pół mózgu, ale nie zmieniłam się, nie czuję bym stała się głupsza. Mądrzejsza niestety też nie. Nadal popełniam błędy i nadal niekoniecznie się na nich uczę. Jestem tą samą Zuzką co wcześniej. Doskwiera mi chroniczne zmęczenie, mój organizm domaga się od dziesięciu do dwunastu godzin snu na dobę. Wyczerpuje mnie intensywne myślenie, skupianie na czymś uwagi. Męczy mnie stanie, ale chodzenie już nie. Magda Gessler by mnie zwymyślała. Notorycznie przypalam jedzenie. Musiałam wyrzucić połowę garnków i patelni. Ale przypalałam i przed udarem. Tylko, że teraz mam na co zwalić. Dzięki sumiennym ćwiczeniom pod okiem rehabilitantów oraz tym domowym zrehabilitowałam swój mózg na tyle, że zapomniałam co to pomijanie lewostronne, a bycie sztandarową matką, która jedną ręką ściera kuchenny blat, drugą miesza zupę, jednym okiem ogląda serial, drugim patrzy czy pies nie wyjada kociego żarcia, odbiera telefon, gdy dzwoni do niej przyjaciółka mówi: - Nie, nie jestem zajęta, nie przeszkadzasz. Mów co u ciebie. Rano łykam garść tabletek, wieczorem drugą. Mam serce w gardle, gdy się okazuje, że w jakimś opakowaniu została jedna piguła, a ja zapomniałam zadzwonić po e-receptę. Dwa lub trzy razy dziennie mierzę ciśnienie. W ciągu dnia mam książkowe. W nocy nie mierzę, wolę się nie stresować. Dwukrotny Holter ciśnieniowy pokazał, że w godzinach nocnych osiągam wysokie wartości. Najwyższe około piątej-szóstej rano, czyli gorzej być nie może. Bo to godzina zawałów, udarów i innych podobnych przyjemności. Codziennie, z małymi wyjątkami, wykonuję ćwiczenia na twarz i rękę. Zajmują mi godzinę z hakiem. Zaczynam od zestawu trzydziestu sześciu ćwiczeń na obwodowe porażenie nerwu twarzowego typu bella. Ćwiczenie numer dwadzieścia cztery polega na gwizdaniu. Mój biedny pies zawsze myśli wtedy, że go wołam i przybiega do mnie po porcję głasków. Po robieniu głupich min do lusterka przechodzę do masażu twarzy zgodnie z zasadami jogi piękna. Masaż wykonuję wałkiem jadeitowym, płytkami gua-sha lub masażerem 3D. Po ćwiczeniach i masażu twarzy płynnie przechodzę do ćwiczeń mojej lewej, słabszej ręki. Zaczynam od chowania ręki w "kieszonkę" i wyciągania jej na ukos do tyłu, następnie wyciągam ją za siebie i potem zgiętą w łokciu przyciągam do żeber. Kluczowe jest zwracanie uwagi na pracę palców oraz wodzenie wzrokiem za ręką. Jednego i drugiego robię dwadzieścia powtórzeń, solidnie, jakby pan Michał ciągle miał na mnie oko. Następnie turlam długopis słabszymi palcami oraz próbuję nim machać trzymając go nimi. Próbuję to właściwe określenie. Wciąż mam z tym ogromne problemy. Z panem Michałem próbowaliśmy na początku określić trudności, z jakimi muszę się mierzyć przy udziale mojej nieposłusznej ręki. Zdecydowanie najwięcej problemów miałam z konsumowaniem posiłków, a dokładnie z prawidłowym i pewnym trzymaniem widelca. Skupiliśmy się na poprawie tej czynności. Panie Michale, idzie mi świetnie. Jestem już cztery kilogramy na plusie! W związku z powyższym na ostatnim spotkaniu z panem Michałem zmuszona byłam złożyć reklamację:
- Ja muszę złożyć reklamację. My źle określiliśmy cel rehabilitacji. Nie na widelcu powinniśmy się skupić. To mi idzie już świetnie. Przytyłam cztery kilo! Teraz musimy się skupić na czym innym. Otóż te dwa najmniejsze palce utrudniają mi pisanie na komputerze. Mały palec cały czas mi opada na Caps Lock i mam potem dużo kasowania.
- Może pani podłączyć appplowską klawiaturę. Tam nie ma Caps Lock’a.
- Albo z mojej go wyjąć?
- Można i tak - niezrażony odpowiedział pan Michał dając mi jednocześnie do zrozumienia, że książka skarg i zażaleń jest tymczasowo niedostępna. Następnym zestawem ćwiczeń z cyklu rehabki domowej jest praca z klamerkami do bielizny i korkami od butelek. Spinacze w liczbie dwudziestu naprzemiennie, kciukiem i palcem wskazującym, potem kciukiem i palcem środkowym, i tak po kolei, aż od małego, przypinam klamerki na brzegu plastikowego koszyczka, odpinam je i wrzucam do niego. Sekwencję powtarzam pięć razy. Korków mam ponad setkę, różnej wielkości. Biorę po pięć do lewej garści i odkładam na bok. Gdy wybiorę wszystkie zaczynam po pięć wkładać z powrotem. I tak trzy razy. Na koniec sięgam po czarny woreczek, w którym mam zestaw sześciu kolorowych gumowych zabawek. Nie, nie są to dilda. To krążki, piłeczki i kastety. Dwadzieścia ściśnięć krążka, dwadzieścia rozwarć palców z nałożonym na nie kastetem i na koniec dwadzieścia ściśnięć piłeczki, która nie wiedzieć czemu jest tak naprawdę jajeczkiem. Nie zapominam także o treningu szarych komórek. Czytam, piszę, rozwiązuję łamigłówki. Czasami nawet myślę. Ta czynność nadal jest dla mnie najbardziej wyczerpująca. Wcześniej paradowałam po domu w okularach zerówkach, w których każde ze szkieł miałam w połowie zaklejone czarną taśmą. Zaklejone były prawe połowy. Pomagały mi w walce z neglectem, czyli pomijaniem stronnym. Uzupełnieniem tego były materiały tekstowe udostępnione mi przez Iwonę, znajomą psychoneurolog z pracy mojej psiapsi Matyldy.
Im więcej jeżdżę samochodem, tym mniej niestety chodzę. Kupiłam sobie kijki do nordic walkingu, z nadzieją, że Ola też sobie takie sprawi i będziemy razem chodzić na wieczorne spacery osiedlowymi uliczkami. Ola kijków nie nabyła, ja o swoich prawie zabyła. Przywykłam do życia w domu, bardzo mi się to życie spodobało. Jednak wszystko, co dobre szybko się kończy i czas powrotu do pracy zbliża się nieuchronnie. Całe szczęście mam dokąd wrócić. Moja pani dyrektor Iwona Szcześniak zapewnia mnie, że przede wszystkim muszę zadbać o zdrowie. A do pracy mam wrócić jak będę na to gotowa. Tak też praca na mnie czeka a ja na nią, bo jeszcze trochę i się odleżyn albo depresji nabawię. A za to podziękuję. I tak mam wystarczająco dużo jednostek chorobowych.
***