Zastanawiałeś się kiedykolwiek, na jakie przeszkody napotyka osoba z niepełnosprawnością ruchową, chcąca udać się na cmentarz? Jeśli przypomnisz sobie, jak wyglądają typowe polskie nekropolie, nie będziesz miał wątpliwości, że manewrowanie wózkiem między nagrobkami jest w zasadzie niemożliwe. Z tego powodu tysiące osób nie może odwiedzać miejsc pochówku swoich bliskich.
Czasami problemy zaczynają się już przy cmentarnych furtkach - te główne, choć szerokie, uzupełniane są często o trudne do pokonania progi. Pierwsza trudność. Kolejna - osoba poruszająca się na wózku zwykle nie wjedzie do przycmentarnego sklepiku ze zniczami i kwiatami z uwagi na wąskie drzwi, wysoki próg oraz ciasne wnętrze, dlatego wcześniej musi się zaopatrzyć w potrzebne akcesoria w supermarkecie. Sytuacja poprawia się w okolicach Dnia Wszystkich Świętych, ponieważ wówczas handlarze rozstawiają stragany pod gołym niebem, tuż przed cmentarnymi murami.
Ale za murami jest już trudniej. Cmentarne alejki, nie licząc tych stanowiących główne ciągli komunikacyjne, są bardzo wąskie, czasami wręcz kręte, a groby stłoczone ciasno obok siebie, tak ciasno, że często osoby pełnosprawne mają kłopot z przemieszczaniem się między nimi (niejeden odwiedzający potłukł się dotkliwie, gdy stracił równowagę i runął w dół). A jeśli dołożyć do tego ławeczki, krzewy, nieskoszoną trawę, podmokły, nierówny teren - przestrzeń staje się całkowicie niedostępna dla osób z niepełnosprawnościami.
Większość z nich zmuszona jest albo zrezygnować z odwiedzania cmentarzy (to tereny, których nie sforsuje wózek elektryczny, a i osoby poruszające się przy pomocy wózków aktywnych i balkoników lub chodzące o kulach nie będą w stanie się po nich przemieszczać), albo muszą poprosić o wydatną pomoc, co z pojedynczego wyjścia może uczynić całe skomplikowane przedsięwzięcie.
Nie da się przemilczeć faktu, że wszystko to sprawia, że osoby z niepełnosprawnościami zostają pozbawione możliwości korzystania z dóbr kultury (m.in. odbiera się im okazję odwiedzania zabytkowych nekropolii) oraz przebywania w miejscach kultu religijnego czy uczestniczenia w tak ważnych uroczystościach rodzinnych, jak pochówek bliskich osób. Wielu niepełnosprawnych skarży się, że nie byli w stanie uczestniczyć w pogrzebach własnych rodziców i w dalszym ciągu nie mogą odwiedzać miejsc ich spoczynku, przez co po raz kolejny doświadczają wkluczenia społecznego, w sposób wyjątkowo bolesny.
Więcej na ten temat napisał na swoim instagramowym profilu Wojciech Sawicki:
Dostosowanie istniejących już cmentarzy do potrzeb osób z niepełnosprawnościami czy poruszających się z trudem seniorów jest oczywiście mało realne, bo przestawianie nagrobków, wyrównywanie ścieżek i wytyczanie nowych alejek wymagałoby ogromnych nakładów finansowych (nie mówiąc już o ewentualnych kosztach stawiania nowych pomników), nie wykluczone, że taka idea spotkałaby się z dużym oporem pośród członków rodzin zmarłych pochowanych na danym cmentarzu.
Problem porusza też Renata Orłowska:
A co z nowo powstającymi nekropoliami lub nowymi częściami, o które rozrastają się te starsze? One prezentują się już inaczej (zwykle buduje się je na równym, suchym terenie, bez drzew), ale nie oznacza to, że są w pełni dostępne. Cmentarze z grobami sytuowanymi tak, by można było dostać się do każdego z nich jadąc na wózku (ręcznym lub elektrycznym) prawdopodobnie rozrosłyby się do ogromnych rozmiarów - potrzeba by równych rzędów i większych przestrzeni między pomnikami. Są księża, którzy, podpatrując rozwiązania funkcjonujące w krajach Zachodu, chcieliby przenieść kilka przydatnych idei na polski grunt, np. tablice, które zastąpiłyby klasyczne pomniki. Wówczas zarówno problem rozrastających się nekropolii jak i wąskich ścieżek zostałby rozwiązany, Czy to się uda? Czas pokaże.