Program „To tylko kilka dni” wywołał falę oburzenia jeszcze przed emisją. Jego formuła wygląda tak: celebryci przez kilka dni zajmują się osobami z niepełnosprawnością, by rodzice tych ostatnich mogli sobie odpocząć.
Nie dziwię się, że w internecie zawrzało. Najbardziej oburzeni byli ci, których program dotyczył: "Nie chcemy czuć się jak zwierzęta w zoo", "Przestańcie pokazywać nieprawdziwy obraz osób z niepełnosprawnościami", "Mamy prawo być podmiotem, nie przedmiotem", "Odpierd... się od nas".
Zgadzam się z oburzonymi. Niestety, w Polsce od wielu lat pokutuje nieprawdziwy obraz niepełnosprawności, kreowany w olbrzymiej mierze przez media. A więc jeśli ktoś ma pod górkę, bo taki się urodził, to wiadomo, że jego rodzice mają najgorzej. Są biedni, źle ubrani, muszą mieć depresję, za to nie mają zainteresowań, bo te, które mieli, stracili w momencie przyjścia na świat potomka. Poród ich odczłowieczył i zmarginalizował. Przestali być ludźmi, są opiekunami. Ich dzieci też nie mają prawa należeć od gatunku homo sapiens. Wiadomo - hasło "inny nie znaczy gorszy", sprawdza się w kampanii społecznej, nie w realu. Oto Polska właśnie.
A jak wygląda prawdziwy świat? Oto kilka przykładów: Rebecca Kelly, mama dziecka z zespołem Downa, złożyła oficjalną skargę w biurze Tasmańskiego Komisarza do Spraw Dyskryminacji. W wywiadzie tak tłumaczyła swoją decyzję: "Słowo 'ryzyko' sugeruje, że zespół Downa - oraz wszelkie pozostałe formy niepełnosprawności intelektualnej - jest czymś negatywnym i wzmacnia przestarzały sposób myślenia i nieaktualne pojęcia, jakimi posługujemy się w publicznej debacie na temat niepełnosprawności". Dzięki niej australijskie towarzystwo ginekologiczne rekomenduje stosowanie terminów: "szansa" lub "prawdopodobieństwo", zamiast "ryzyko". Chodzi oczywiście o przekazywanie kobiecie informacji dotyczącej przyszłego potomka.
Kolejna sprawa dotyczy obrazu rodziny, w której ojciec, gdy dowiaduje się, że dziecko urodziło się z zaburzeniem rozwoju - odchodzi. Szeroko zakrojone badania w USA pokazały, że to nieprawda, mit jednak zostaje mitem i ma się dobrze.*
My jednak wiemy lepiej. Niepełnosprawność to nieszczęście i tyle. Zaraz, zaraz, a Stephen Hawking, genialny fizyk i matematyk, który przez stwardnienie zanikowe boczne miał żyć niewiele ponad 20 lat? Tymczasem kolejne 50 spędził robiąc karierę naukową. Nic to, że był na wózku, stracił mowę, a na ostatnim etapie życia porozumiewał się za pomocą grymasu policzka (specjalny czujnik był przymocowany do oprawki okularów). W dodatku śmiał twierdzić, że jest szczęśliwy! Owszem, przyznać trzeba, że miał szczęście. Urodził się w cywilizowanym kraju.
Michał Koterski pyta mamę Mateusza, pierwszego bohatera programu "To tylko kilka dni", kiedy z mężem była na wakacjach. I słyszy odpowiedź: "nigdy". Bo syn ma 30 lat i przez ten czas wymagał (i wymaga) opieki. Dzięki mamie skończył studia, bo zawoziła go na uczelnię i czekała na korytarzu podczas zajęć.
Celebryta wypytuje Mateusza o "te sprawy". Dowiaduje się, że mężczyźnie na wózku podobają się kobiety. Szok! Mateusz chciałby nawet być z kimś, na kogoś czeka. Temat seksualności osób z niepełnosprawnością to w Polsce temat tabu. Aż trudno uwierzyć, że tuż za miedzą, w bratnich Czechach istnieje zawód asystentki bądź asystenta seksualnego osób niepełnosprawnych.
Bardzo nie podobało mi się granie na uczuciach widzów, ciągnięcie Mateusza do skateparku na rozmowy o życiu (zderzenie: oni tacy sprawni, a ty?) i do kościoła (jak nie w pełni sprawny, to wątek religijny musi być). Cóż, widz dostał czego szukał, takie obrazy, jakie myślenie społeczne - znakomicie pogłębiające stereotypy, w których już dawno utonęliśmy.
Nie chcę krytykować Michała Koterskiego, bo i tak świetnie sobie poradził w formule, która według mnie nie ma racji bytu.
Jest jednak rzecz, za którą program ten docenić trzeba, choć obawiam się, że jego twórcy nie mieli takiego zamysłu. "To tylko kilka dni" pokazuje, że jesteśmy prawdziwymi jaskiniowcami, jeśli chodzi o temat osób z niepełnosprawnościami. W Polsce brak rozwiązań systemowych dotyczących ludzi, którzy wymagają wsparcia. Są mniejszością, a taką można zostawić na końcu łańcucha pokarmowego. Nie pójdzie zagłosować.
Ciekawe, ilu polityków obejrzało program i czy czegoś się z niego nauczyli.
* Polecam książkę Melanie Dimmitt pt. "Wyjątkowi. Antidotum na lęki związane z wychowaniem dziecka z niepełnosprawnością". Nie tylko pokazuje najnowsze wyniki badań, ale jest po prostu - prawdziwa.
Monika Szubrycht